poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Jadwinia...



           Moje życie od miesiąca stało się dziwne. Znowu zdominowane przez kobietę…o nie…to nie to o czym myślicie, tamto – znaczy jakaś nowa miłość, niezwykle przyjemny i intensywny romans – byłoby czymś pożądanym. Nie…to ta straszna kobieta- Pani Jadwinia. Ale w kolejności opowiem jak się zaczęło, mianowicie...
Miesiąc temu do kancelarii wpadła rozgorączkowana kobieta, z tak rozbieganym spojrzeniem, że nie mogłem nawiązać kontaktu wzrokowego, gdyż każde oko patrzyło w inną stronę, jakby chciała wchłonąć jak najwięcej informacji w kilka sekund. Gdy już się przedstawiliśmy to się zaczęła gehenna. Żaliła się mi przez pięć godzin, że będzie się rozwodzić, a ja jej pomogę. Nierozważnie zaaferowany i właściwie postawiony pod ścianą, zgodziłem się. Jaki był powód rozwodu dowiedziałem się po trzech godzinach tyrady- mąż z nią nie rozmawia. Ale w międzyczasie zarejestrowałem również mnóstwo innych danych jakże potrzebnych przy rozwodzie jak np. menopauza ciotki Haliny, trudna ciąża ciotki Haliny, zaparcia ciotki Haliny, nielegalne pędzenie bimbru przez wujka Cześka- męża ciotki Haliny (którego nawiasem mówiąc zaciukali w lesie jak jakiegoś Janosika, za to, że sąsiadowi alkoholikowi bimber podprowadzał) i wiele, wiele innych. Z tego wniosek wyciągnąłem, że się nie dziwię iż pan Wiesio- rzeczony mąż Jadwini- rozmawiać z nią nie chce, bo ja już nie mogłem słuchać. Nachodziła mnie przynajmniej trzy razy w tygodniu, a ja uciekałem do dziadków, bo na nr domowy też dzwoniła, a tam w babcinej kuchni miałem spokój i smaczne obiadki. Dziadek radził mi nieraz w sprawach rozwodowych- jako stary wyjadacz radca prawny, ale na  tą kobietę nie było mocnych. Jadwinia z Wiesiem mieli czwórkę dzieci, same córki…miejmy nadzieję, że się na matkę nie podały. Mogłem sam się przekonać, ale nie skorzystałem- tak, Jadwinia chciała mnie wyswatać z najstarszą- Dorotką. Brońcie Panie Boże… taką teściową mieć… Utrzymywali się z rolnictwa. Odradzałem wszakże ten pomysł rozwodowy, bo jak ten Pan Wiesio przy tylu córach jeszcze alimenty miał żonie płacić? Chyba w ziemniakach i zbożu. Ale nie słuchała, uparła się. Złożyłem sprawę do sądu i Wiesio dostał wezwanie. Miałem tydzień spokoju, a później znów do biura wpadła Jadwinia. Zapłakana. Po godzinie szlochów udało się ustalić co następuje: mąż przemówił. Sklął ją za te rozwodowe wymysły, ale ona i ze smutkiem i ze śmiechem, że zadowolona, bo mąż gada z nią. I już się nie będą rozwodzić, bo co by ludzie powiedzieli, i ciocia Halina też tak mówiła, żeby nie sądzić się, i nawymyślała jej, że już te ciocine zaparcia ciekawsze niż rozterki Jadwini. Sprawa rozwiązana, ale ile zachodu, nerwów, płaczu, koszmarów i zdziwaczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz