poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Proza życia



             Tak upływał nam czas w niezmąconym niczym rytmie. Sielankowo. Szczęśliwa rodzina Ja, Homer i Pulpet. Sąsiadka z piętra niżej zaczęła ponoć pisać petycję do rady miasta odnośnie sprzeciwu, iż nie chce mieszkać w tym samym budynku z homoseksualistami (tak zostaliśmy okrzyknięci). Na szczęście tata ma znajomych w radzie i nasza sąsiadka dostała odpowiedź, że może się wyprowadzić, gdyż mamy wolność obyczajowo-kulturową, w kraju cuchnącym demokracją. Po tym zdarzeniu ograniczyłem odwiedziny Homera. Był też inny powód. Nie nastarczałem z zakupami żywieniowymi. Bowiem i Pulpet i Homer zwiększyli swoje objętości dwukrotnie kosztem mojej lodówki. Zapisałem się więc z Homerem (wbrew jego woli) na siłownię, a Pulpetowi ograniczyłem jedzenie a zwiększyłem aktywność podczas spacerów. Muszę Wam coś opowiedzieć. To jest straszne. Obejrzałem ostatnio z Homerem „Kopciuszka”. Tak- to prawda. Zmiażdżone wszystkie szare komórki. A przyjaciela tak pochłonął film, że gdy Cinderella zgubiła pantofelek to przestał jeść popcorn. Na koniec wyciągnęliśmy wnioski. Mianowicie- Homer stwierdził, że traktuję go jak zła macocha, a ja, że magia ma datę ważności jak jogurt i inne produkty mleczne, bo było co następuje „zdążyć przed północą”… bo później pojawiają się kłopoty efekt tzw. zasranego pantofelka. No ale to nie wszystko. Najgorsze było przede mną. W nocy obudziłem się zlany potem. Śniło mi się, że Homer był Kopciuszkiem… a zamiast pantofli miał te swoje śmierdzące glany, których nie zdejmował, chcąc uniknąć efektu broni biologicznej. Jeśli wcześniej było strasznie, to sen stał się istnym horrorem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz