środa, 1 kwietnia 2015

Polowanie



      Mężczyzna czyhający na niewieście serce (o ile to o serce się rozchodzi) jest jak lew polujący na sawannie, na nieświadomą niczego, pozornie- tylko pozornie, zebrę. Wyobraźmy sobie tę sytuację. Sawanna. Żar lejący się z nieba. Niskie krzewy, gdzieniegdzie przewrotny baobab, gdzieniegdzie akacja. Wśród wysokich traw- on. Samiec alfa, przedstawiciel swojego stada. Dokona teraz rytualnego podboju, który zapewni mu pozycję w stadzie i prestiż. Napuszony i dumny. Powinien ryczeń, ale nie chce spłoszyć swojej zwierzyny. Czeka więc aż zwierzyna zaspokoi głód, pragnienie (w cywilizowanych warunkach postawił, by jej drinka, ale po co przepłacać, niech sama zaspokoi pragnienie) będzie jej ciężej uciekać. A daje mu to czas na przemyślenie ataku (kilka zagrań, jakiś komplement, przedstawienie się „Joanna, Jo Andrzej”, wymiana telefonu „Nokia-Samsung”). Zebra zaś niby to nie widzi, niby to skubie tą trawę, niby tam chlipie wodę, ale tu patrzy, tam zerknie, już ta woda ostrożnie, żeby się nie pochlapać ( już tylko sałatkę, bez mięsa zamawia, żeby nie widział jak się obżera), bada teren, w którą stronę można uciekać, już wie, że coś się szykuje (jeszcze tylko dyskretnie poprawi szminkę, w widelcu zobaczy czy się nie rozmazała, powierci na krześle, żeby zafalowały lekko jej atrybuty kobiecości, gotowe). Zebra zrywa się do biegu, galopuje. Lew szybko skacze za nią. I tak pędzą. Zebra osiąga przewagę, co nie jest trudne zważywszy na to, że ma zgrabne, wysmukłe nogi i świetnie wybadała teren. Lew łapie zadyszkę, ale jeszcze próbuje biec. Zebra nie daje mu jednak szans. Wręcz bawi się z nim. Jednakowoż stary wyga ma jeszcze jeden wybieg. Zebra igra z lwem, zwalnia, zmniejsza dystans. Kusi bardzo i lew ni stąd ni zowąd resztką sił skaczę i… zdobywa co chciał. Tak kobieta bawi, nęci, kręci faceta. Tu zatrzepocze rzęsami, to spódnice podciągnie, kolanko pokaże, to znów, dekolt opuści. Jednak to mężczyzna, ten niedoceniony, pewny siebie samiec alfa, swoim testosteronem przechyli szalę. Spytacie- jak? Sięgnie po swoją najgroźniejszą broń- kły myślicie? Nie, nie, nie.. portfel. A mianowicie jego zawartość i ostatecznie po kilku kolejkach, gdy niskim głosem powie jej na ucho „chodźmy do mnie”- ona- tak, ta płochliwa zebra okaże swoją naturę i… sami wiecie jak to się skończy. Szeroko rozumianą konsumpcją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz