Mężczyzna
czyhający na niewieście serce (o ile to o serce się rozchodzi) jest jak lew polujący na sawannie, na nieświadomą
niczego, pozornie- tylko pozornie, zebrę. Wyobraźmy sobie tę sytuację. Sawanna.
Żar lejący się z nieba. Niskie krzewy, gdzieniegdzie przewrotny baobab,
gdzieniegdzie akacja. Wśród wysokich traw- on. Samiec alfa, przedstawiciel
swojego stada. Dokona teraz rytualnego podboju, który zapewni mu pozycję w
stadzie i prestiż. Napuszony i dumny. Powinien ryczeń, ale nie chce spłoszyć
swojej zwierzyny. Czeka więc aż zwierzyna zaspokoi głód, pragnienie (w
cywilizowanych warunkach postawił, by jej drinka, ale po co przepłacać, niech
sama zaspokoi pragnienie) będzie jej ciężej uciekać. A daje mu to czas na
przemyślenie ataku (kilka zagrań, jakiś komplement, przedstawienie się „Joanna,
Jo Andrzej”, wymiana telefonu „Nokia-Samsung”). Zebra zaś niby to nie widzi,
niby to skubie tą trawę, niby tam chlipie wodę, ale tu patrzy, tam zerknie, już
ta woda ostrożnie, żeby się nie pochlapać ( już tylko sałatkę, bez mięsa
zamawia, żeby nie widział jak się obżera), bada teren, w którą stronę można
uciekać, już wie, że coś się szykuje (jeszcze tylko dyskretnie poprawi szminkę,
w widelcu zobaczy czy się nie rozmazała, powierci na krześle, żeby zafalowały
lekko jej atrybuty kobiecości, gotowe). Zebra zrywa się do biegu, galopuje. Lew
szybko skacze za nią. I tak pędzą. Zebra osiąga przewagę, co nie jest trudne
zważywszy na to, że ma zgrabne, wysmukłe nogi i świetnie wybadała teren. Lew
łapie zadyszkę, ale jeszcze próbuje biec. Zebra nie daje mu jednak szans. Wręcz
bawi się z nim. Jednakowoż stary wyga ma jeszcze jeden wybieg. Zebra igra z
lwem, zwalnia, zmniejsza dystans. Kusi bardzo i lew ni stąd ni zowąd resztką
sił skaczę i… zdobywa co chciał. Tak kobieta bawi, nęci, kręci faceta. Tu
zatrzepocze rzęsami, to spódnice podciągnie, kolanko pokaże, to znów, dekolt
opuści. Jednak to mężczyzna, ten niedoceniony, pewny siebie samiec alfa, swoim
testosteronem przechyli szalę. Spytacie- jak? Sięgnie po swoją najgroźniejszą
broń- kły myślicie? Nie, nie, nie.. portfel. A mianowicie jego zawartość i
ostatecznie po kilku kolejkach, gdy niskim głosem powie jej na ucho „chodźmy do
mnie”- ona- tak, ta płochliwa zebra okaże swoją naturę i… sami wiecie jak to
się skończy. Szeroko rozumianą konsumpcją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz