To
przykre, że ciągle się szuka. Szuka, choć ma się wszystko, ale może to tylko
pozory. Szukam ideału w innych. Nie pojmuję, że ludzie są mało perfekcyjni, że
należy, chcąc kochać szczerze, zaakceptować ich wady. Pokochać za nic. Dać coś
z siebie. A ja szukam w innych czegoś czego brak u mnie. Jak tułająca się
dusza, z nadmiaru czasu szukająca nowych wrażeń. Jakie to krzywdzące dla osób,
które kochają nas i są nam bliskie. My szukamy wrażeń, a oni pragną nas. To
ciągłe bieganie, pożądanie doznań, różnorodnych, sprzecznych z naszą naturą. To
tak dręczy bardzo. Chcąc uszczęśliwiać innych szukamy szczęścia dla siebie ciągle
gdzie indziej. A ludzie są tacy płytcy. Oceniają po wyglądzie, nie charakterze.
I to niby czyni nas człowiekiem, tak? Nadaje cechy ludzkie, to że posługujemy
się rozumem, a gdybyśmy byli bardziej zwierzęcy i posługiwali się sercem,
instynktem- wtedy dokonywalibyśmy lepszych osądów. Ha… tylko nie bylibyśmy już
tacy „ludzcy”. I penetrujemy te połacie płytkości ludzkiej w poszukiwaniu
głębi. To jak przeczesywanie puszczy w poszukiwaniu nowego gatunku. Im bardziej
się zagłębiamy tym odkrywamy dzikie terytoria i poszukiwany gatunek mieni się w
kolorach różnobarwnych. Pamiętajmy jednak, by się nie zatracić w
poszukiwaniach. Jeśli ma nas coś spotkać, to samo na nas spadnie-
przeznaczenie. Lecz Ci którzy nie wyruszają na przygodę, którzy nie szukają,
znajdują nie w porę i w niesprzyjających okolicznościach, bowiem lepiej szukać
gdy ma się odwagę, gdyż „odważni nie
żyją wiecznie, tchórzliwi nie żyją wcale”.