Miłość-droga
od ust do ust przez równiny niepewności,
wzgórza
zazdrości,
potoki
łez i oziębłość serca..
Tak,
to by było na tyle jeśli chodzi o miłość. To miłością nie było. ONA była
obsesją i chyba to wyczuła, bo przeszła na „Ciemną stronę mocy”, na drugą
stronę galaktyki, na koniec świata. Mianowicie..dała nadzieję i zostawiła z
niczym. Zmieniła najlepszego znajomego na jakiegoś palanta, nieskończenie
cwaniakowatego, miernotę- gdyby mi nie zależało to nazwałbym go równym gościem,
wypilibyśmy po piwie i po sprawie. Powiedziała że nie znam go a już się
uprzedzam..hahaha
Wcale
się nie uprzedzam, nie jestem małostkowy..dałbym mu po mordzie, jak mówi
dziadzio „sprałbym dziada na kwaśne jabłko, nogi z dupy powyrywał, powiesił za
flaki”, nic wielkiego, żadnych uprzedzeń. Peace and love
I
zostawiła mnie. Nie było nic, ale i tak się odczepić nie mogę, chodzi mi po
głowie. Weszła z butami w moje życie i wyszła zostawiając błoto.
Niektórzy
twierdzą, że kobieta to zbędny nadbagaż. Chciałbym mieć chociaż podręczny, taki
do kochania.
Określiliście
kiedyś kobietę melodią? Ulubioną piosenką, utworem? Dla mnie była taką idealnie
skomponowaną, harmoniczną. Wystarczył pierwszy dźwięk, „cześć” wypowiedziane
najobojętniejszym tonem a mi na myśl przychodziła jedna melodia „Chi mai” Ennio
Morricone. To nie żadna reklama, łamanie praw autorskich, tylko szczerość.
Słuchając utworu w parku widziałem ją śmiejącą się na ławce, przechylającą
głowę, roześmianą, względnie zadowoloną, teraz widzę ją tylko taką w Jego
towarzystwie. Przykro, ale trzeba tą zazdrość okiełznać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz